sobota, 10 lutego 2007

To ja tomaszek


Kot terrorysta przyłożył mi wiadomą rzecz do wiadomej części króliczego ciałka i zmusił mnię, starego starucha, do pisania blogusa. Bardzo mnię boli to upokorzenie straszne, ale co zrobić. Króliczki są bardzo tchórzliwe i jak mogą to uciekają tam gdzie marchewki rosną, a jak nie mogą to robią to co mogą, czyli nic. W tym jednak wypadku, owo nic nie wystarczyło i tak oto, nieszczęśliwym zbiegiem innych nieszczęśliwych okoliczności, znalazłem się tutaj.
Prawdę mówiąc (co muszę zaznaczać, bo zazwyczaj kłamię), aż tak bardzo nie cierpię, ale wyrażanie zachwytu nie jest modne, a króliczki przebrzydłe (choć urocze), modne być lubią. Trudna sprawa.
Teraz muszę napisać coś o mojej karierze jako słuchacza, bo kot-terrorysta stoi nade mną, aż mi się łapki trzęsą ze strachu. Więc tak:

Jak każde małe dziecko, zacząłem od słuchania Beethonmana i Coltrejmilsa, ale z czasem rozwijałem me królicze gusta. Oczywiście nudne byłoby opisywanie całej drogi rozwoju, lepiej wymienić jego punkty przełomowe. Takim niewątpliwie był króliczy okres oglądania się za spódniczkami (oh, Britney) w którym zakochałem się w Christinie (oh, Krystyna). Miała ona kształty zdecydowanie mniej kanciaste niż Beethonman, co mnię zainteresowało.
Po krótkim okresie słuchania awangardowej muzyki w znanych i lubianych techno-klubach przy dźwiękach DJ Fallusa, znalazłem idealną wypadkową między nowymi zainteresowaniami w muzycznej awangardzie, a starymi melodyjkami z dzieciństwa - odkryłem Country!

Dziś wiem, że tylko Country może zbawić świat i na mym blogu chcę ponieść tę dobrą nowinę w odległe otchłanie internetu.
Niech się niesie i daje plony!

1 komentarz:

pieguz pisze...

ja ci rury od włączonego odkurzacza miedzy nogi nie wsadzalam, a bron Fordzie! ja Kot monogamonista jestem! dałeś się podejść iście po mastersku, czyli psychologicznie ;]